Czerwone jagody…
Najbardziej znana legenda etiopska, pochodząca z około 800 roku, opowiada o pasterzu Kaldim, który zajmował się wypasem kóz na Wyżynie Abisyńskiej. Pewnej nocy naszego bohatera zdziwiło niecodzienne zachowanie stada: niektóre kozy skakały, a nawet najstarsze z nich biegały jak szalone. Zdziwiony pasterz postąpił jak nowożytny przyrodnik. Zakasawszy rękawy, udał się do miejsca, w którym kozy pasły się poprzedniego dnia. Tam znalazł osobliwe drzewa o szarawej korze, lśniącym listowiu i białych kwiatach. Na ich cienkich gałązkach połyskiwały czerwone jagody. Kaldi zjadł kilka z nich i po chwili poczuł gwałtowne ożywienie ciała oraz jasność umysłu.
Poruszony odkryciem udał się do pobliskiego klasztoru, w którym mnich o imieniu Chadely rozgniótł jagody kawowca, po czym zalał je wrzątkiem. To właśnie on przyrządził pierwszy kubek kawy oraz rozpowszechnił wiedzę o szczególnych właściwościach czerwonych jagód. Mnich nie zabrał bowiem swej wiedzy do grobu, tylko przekazał ją innym braciom, by ci mogli zachowywać świeżość umysłu podczas bardzo długich i wyczerpujących medytacji.
Głos z niebios…
Jeszcze inna opowieść, której akcja ma miejsce w Arabii, jest może najmniej wiarygodna, za to najpiękniejsza, przywodząca na myśl jeden z epizodów Baśni tysiąca i jednej nocy. Pewnego dnia szejk Ali ben Omar postanowił udać się do miasta Mocha. Towarzyszył mu jego mentor Schadeli, który jednak zmarł tragicznie w czasie podróży. Zrozpaczony Omar postanowił zawrócić, ale objawił mu się anioł, który przekonał go do kontynuowania wyprawy.
Wierny głosowi z niebios, Omar dotarł do Mochy, w której w owym czasie panowała zaraza. Pobożny szejk wybłagał u Allaha życie wielu ludzi, a nawet uratował od śmierci samą księżniczkę, która – jak to bywa w arabskich baśniach – zawładnęła jego sercem. Rozgniewany król skazał Omara na banicję i ten niechybnie umarłby z pragnienia, gdyby zmarły mentor nie przysłał mu pomocy z zaświatów. Był to wielobarwny ptak, który zwabił szejka słodkim śpiewem. Gdy ten postąpił kilka kroków naprzód, przed jego oczami wyrósło upstrzone białymi kwiatami i czerwonymi jagodami drzewo…
Jak wiadomo legendy często są piękne, ale rzadko prawdziwe. W przytoczonych wyżej opowieściach o Kaldim, Kaddim i szejku Omarze kryje się jednak ‘ziarno’ prawdy.
Zanim kawa trafiła do Europy, ziarna kawowca przez ponad tysiąc lat pomoagały ludziom wielu kultur w znoszeniu trudów codziennego życia. Właśnie Etiopczykom (Sabejczykom) i Arabom przysługuje palma pierwszeństwa po względem odkrycia właściwości kawy oraz kultywowania zwyczaju jej picia.
Prawdziwą ojczyzną kawy jest Etiopia. Już około 575 roku drzewa kawowe porastały strome zbocza Wyżyny Abisyńskiej. To właśnie na mitycznej ziemi rastafarian po raz pierwszy zaczęto uprawiać kawowce oraz spożywać kawę w postaci gorącego napoju (do dzisiaj najbardziej popularnym gatunkiem kawy jest pochodząca z Etiopii Arabika). W IX wieku picie kawy w etiopskich tukulach odbywało się według rozbudowanego ceremoniału, który mógł trwać nawet do kilku godzin. Dzięki temu początkom historii kawy towarzyszyło fundamentalne dla starożytnich kultur prawo gościnności. Z Etiopią wiąże się także etymologia słowa ‘kawa’, które najprawdopodobniej pochodzi od nazwy miasta Kaffa, położonego nad rzeką Omo.
Wkrótce arabscy handlarze rozpowszechnili kawę na terenach półwyspu Arabskiego i tam, gdzie docierał Islam, tam trafiał zwyczaj picia kawy. Prawdopodobnie w XII w. odkryto sposób na wzmocnienie jej aromatu przez prażenie ziaren w ogniu. Już sto lat później w jemeńskich ogrodach pałacowych kawę uprawiano na masową skalę, choć Arabowie pilnie strzegli swojego sekretu – wszystkie kalifaty obowiązywał surowy zakaz eksportu sadzonek tej cennej rośliny (ziarna sprzedawano tylko po uprzednim wysuszeniu). W ten sposób aż do 1600 roku z owoców kawowca korzystał tylko świat Islamu.
Arabowie cenili pobudzające działanie kawy i często przypisywali jej właściwości lecznicze. Zgadza się to z etymologią arabskiego słowa qahwa (kawah), które znaczy tyle co “ta, która wstrzymuje przed snem”, lub “ta, co unosi”. Zresztą nie tylko wyjątkowy wpływ na działanie intelektu przyczynił się do ogromnej popularności kawy w Arabii, ale także surowe prawo Koranu, które zabraniało spożywania używek. Inaczej niż alkohol, kawa mogła być nie tylko pita, ale również miała znaczenie religijne. Pijano ją podczas modlitw, w meczetach, a nawet przed grobowcem Mahometa. Przywiązanie muzułmanów do kawy dobrze ilustruje turecka legenda, według której kawa została ofiarowana Mahometowi przez archanioła Gabriela, gdy tamten miał już usnąć zmęczony modłami.
Turkom zawdzięczamy pierwszy na świecie dom kawowy, otwarty w 1475 roku w dawnym Konstantynopolu. Odniósł on taki sukces, że wkrótce podobne lokale zaczęły powstawać na terenach od Kairu do Aleksandrii i od Medyny do Bagdadu. Domy kawowe służyły Arabom za miejsce spotkań, dyskusji, snucia długich opowieści i słuchania muzyki, czyli tych wszystkich uciech życia, które jeszcze lepiej smakują przy filiżance gorącej kawy. Po kilkunastu latach doszło nawet do tego, że kawiarnie pękały w szwach, a meczety pozostawały puste. Jak widać historia lubi się powtarzać, co potwierdzają tłumy oblegające supermarkety w niedzielne popołudnia.
Nie tylko zdobycie Konstantynopola w 1453 roku dawało symboliczny początek nowej epoce, ale także otwarcie pierwszego domu kawowego rozpoczynało ‘małą rewolucję’ w historii kawy. Od tego momentu czas weneckich, wiedeńskich i paryskich kawiarni nadchodził coraz szybciej.
W Malcieśmy, pomnę, kosztowali kafy, Trunku dla baszów Murata, Mustafy, I co jest Turków. Ale tak szkarady Napój, tak brzydka trucizna i jady, Co żadnej śliny nie puszcza przez zęby, Niech chrześcijańskiej nie plugawi gęby!
Dopiero chęć naśladowania zachodnich wzorców przełamała złą aurę otaczającą kawę. Przyczynił się do tego rozwój zamorskich plantacji i wzrost popularności kawy we Francji, Anglii, Austrii i Niemczech. W XVIII wieku, za sprawą Wettynów, magnateria i szlachta polska zaczęła wlewać w siebie wiadra tego napoju. Nagle picie kawy stało się modne i ceny drastycznie poszły w górę. Około 1736 roku za żelazną bramą w Warszawie dworzanin króla Augusta III otworzył pierwszą polską kawiarnię. Było to jednoznaczne ze względnym spadkiem cen kawy i udostępnieniem jej dla szerszych mas społeczeństwa.
W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju,
Jest do robienia kawy osobna niewiasta,
Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miasta
Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku,
I zna tajne sposoby gotowania trunku,
Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu,
Zapach moki i gęstość miodowego płynu.
Wiadomo, czym dla kawy jest dobra śmietana;
Na wsi nietrudno o nie: bo kawiarka z rana
Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie
I sama lekko świeży nabiału kwiat garnie
Do każdej filiżanki w osobny garnuszek,
Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek…
Powszechnie przypisuje mu się otwarcie pierwszej w Wiedniu – pierwszej w Europie – kawiarni znanej jako „Dom Pod Błękitną Butelką” na ulicy Schlossegassl obok katedry. Przypisuje mu się również wynalazek przyprawiania kawy mlekiem.
2018